Jasnowłosa
Alba siedziała przed lustrem nie mogąc uwierzyć własnym oczom w
to co widzi. Przejeżdżała dłonią po twarzy. W zwierciadle
odbijały się jej błękitne, wyraziste oczy, podkreślone długimi,
czarnymi rzęsami. W ślepiach tych jednak krył się bolesny smutek.
W głowie siedziało jej jedno pytanie... Jak to nie jest być samą?
Jak to jest mieć przyjaciół, kochającą rodzinę, mieć z kim
pobiegać po lesie, powyć razem do księżyca. Chciałaby być
normalną wilczycą, nie wyrzutkiem, nie człowiekiem, jak teraz.
Pragnęła należeć do watahy. Tymczasem każdy jej dzień potęgował
samotność, bezsilność, ból. Czasem tłumaczyła to sobie, że
jest wyjątkowa, normalna, a z innymi jest coś nie tak, ale ileż
można oszukiwać siebie? Z innymi jest wszystko dobrze, tylko ona
jest niewypałem.
Misha
wszedł do pokoju. Ubrany był w czerwoną koszulę, odkrywającą
jego wyrzeźbioną klatę. Włosy miał wilgotne, a po jego ciele
wciąż spływały krople wody.
-
Brałeś prysznic, prawda? Wciąż nie rozumiem, dlaczego ludzie nie
mogą się po prostu wylizać. Używacie jakiś wymyślnych
substancji i pachniecie potem jakoś tak dziwnie.
-
A ja wciąż nie rozumiem jak możesz znać nasz język wilczyco.
Dlaczego w ogóle nadajecie sobie imiona, jak się porozumiewacie. To
jest dopiero skomplikowane. - Zaśmiał się brunet.
-
Bardzo śmieszne człowieku. Jesteśmy tak samo rozumni jak wy. Sama
nie wiem jak rozumiem wasz język, po prostu już taka się
urodziłam.
Misha
usiadł koło Alby. Zaczął gładzić ją po policzku, przypatrywać
się jej oczom, ciału. Była taka śliczna i nieskazitelna.
Zauważył, że blondynka rumieni się.
-
A to co, wilczątko się rumieni. - Mężczyzna uśmiechnął się.
-
Co? Co ty mówisz. Gorąco tu trochę, wiesz? Poza tym to idiotyczne,
że mnie tak dotykasz i ciągle się gapisz, nie sądzisz?
Brunet
pokiwał tylko głową, wyciągnął torbę z szafy i zaczął się
pakować.
-
Zbieraj się mała, zabieram cię stąd.
-
Gdzie? Nigdzie się nie ruszam, las to mój dom, muszę tu zostać!
Nie zrobisz ze mnie człowieka, lepiej wymyśl jak mnie znowu
przemienisz.
-
Ja? Złotko, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o sobie to musimy
stąd wyjechać. Poza tym kupimy ci jakieś ładne ciuszki.
Na
dworze stała już biała furgonetka, Alba i Misha wsiedli do auta i
wyjechali. Niedługo byli już na autostradzie, jechali w stronę
Missouli w stanie Montana.
-
Uuu, więc to tak wyglądają te wasze słynne autostrady i
samochody, którymi się tak jaracie. - Powiedziała dziewczyna.
-
Tsa, witaj w świecie ludzi, to dopiero początek.
Misha
włączył rockową nutę i zaczął opowiadać wilczycy o muzyce,
sporcie, miastach. Całą drogę nabywała nowej wiedzy, uczyła się
i oswajała w nowym ciele. Dojechali do miasta, zrobili zakupy,
zatrzymali się w pobliskim hotelu. Alba mogła wypróbować nowych
kosmetyków, wypielęgnować się. Kiedy wyszła z łazienki, Misha
nie mógł oderwać od niej wzroku. Blondynka miała krótką, różową
sukienkę, odsłaniającą jej zgrabne nogi. Podkreślała jej
zgrabną sylwetkę. Rozpuszczone, lekko falowane włosy opadały na
jej plecy. W powietrzu unosiła się słodka woń róży i konwalii,
bo perfumę o takim zapachu zakupił jej mężczyzna.
-
Dlaczego akurat takie perfumy i różowa sukienka? - Zapytała.
-
Twoja delikatna uroda skojarzyła mi się z moją siostrą. Zawsze
ubierała kolorowe sukienki, uwielbiała róże i konwalie. Mama
specjalnie sadziła te kwiaty w ogródku dla niej.
-
Gdzie teraz jest twoja siostra?
-
Amber zmarła w wieku 16 lat. Byłem wtedy rok starszy, wracaliśmy
późną nocą i zaatakował nas mężczyzna. Nie znałem go, ale
wydawało mi się, że ona tak. Powiedział żeby wróciła do ich
rodziny. Nie wiedziałem o co chodzi, kazała mi uciekać. Stanęła
przede mną, chciała mnie bronić. Nie mogłem jej przecież
zostawić i powiedziałem, że nie opuszczę jej. Po chwili poczułem
mocne uderzenie, a kiedy się obudziłem, byłem już w szpitalu.
Rodzice stali nad moim łóżkiem i krzyczeli, że to wszystko moja
wina, że gdyby nie ja, Amber by żyła... Co najdziwniejsze, lekarz
powiedział, że rozszarpało ją zwierzę, najprawdopodobniej wilk.
Nikt nie wierzył w moją wersję wydarzeń. Jej ciało znaleźli w
lesie. Jak to w ogóle możliwe? Po tym wszystkim nie zobaczyłem już
nigdy rodziców... Zostałem całkiem sam jak palec. Zacząłem
czytać o wilkach i dowiedziałem się o legendach, o wilkach
księżyca. Teraz, kiedy poznałem ciebie, zastanawiam się, czy nie
była taka sama jak ty...
-
Boże... Ile masz teraz lat?
-
24, a co?
-
Znałam Amber...
-
Co ty mówisz?!
-
Miałam 12 lat, Amber była moją przyjaciółką z innej watahy. Nie
zgadzała się z brutalnością innych wilków. Zabraniali jej się
ze mną spotykać, tak samo mnie zabraniali z nią. Zawsze się
wspierałyśmy i broniłyśmy mimo różnicy wieku. Ona postanowiła
odejść, a niedługo po tym usłyszałam o jej śmierci, nie chcieli
zdradzić szczegółów... Dwa lata później wygnali mnie ze
stada... Wtedy byłam już całkiem sama. Zawsze zastanawiał mnie
jej zapach... Tak, kwiatów. Mawiali, że zdradziła swoją watahę,
bo często jej nie było, więc co? Prowadziła podwójne życie?
Człowiek i wilk?
-
Kłamiesz! A wyjątkowe wilki, zaćmienie?! Wszystkie legendy, które
czytałem?!
-
Twoje legendy są kłamstwem! Miałam stać się bestią tak? I
widzisz tu jakąś, bo ja nie! Jestem człowiekiem, nie potworem.
-
Wybacz Alba, wybacz! Ja już nie mogę, bierz rzeczy i radź sobie
sama.
-
Co? Co ty mówisz! Zostawiasz mnie, tak?! Po tym wszystkim!
Obiecałeś!
-
Obiecanki cacanki mały wilczku! Nie pozwolę byś zmyślała
historyjki o mojej siostrze.
-
Świetnie. Nie potrzebuję twojej pomocy, poradzę sobie sama.
Wilczyca
wyszła i trzasnęła drzwiami. Nie mogła uwierzyć, że kolejna
osoba ją zostawiła. Nagle poczuła potworny ból, jej znamię na
ręcę ujawniło się, cała płonęła. Zmysły znów się
wyostrzyły, wyczuwała zło, nadchodzące zło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz