Translate

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 1



Alba podążała leśną ścieżką oświetlaną przez blask Księżyca. Nasłuchiwała nocnych melodii wyśpiewywanych przez owady. Rozkoszowała się przyjemnym brzmieniem. Wokół panował błogi spokój, który przynosił wytchnienie po kolejnym mozolnym dniu. Wilczyca szła przed siebie nieobecna, znowu zaczęła wracać w przeszłość. Była ze swoją watahą. Stąpała u boku potężnego, szarego basiora. Jego hebanowe oczy tkwiły w błękitnych ślepiach białej wadery. Byli to jej rodzice. Tenebris była samicą alfa. Wilczycę cechowała twardość i surowość. Mimo, że wydawała się być łagodna, to wcale tak nie było. Kiedy tylko ktoś poznał jej charakter, od razu wolał się do niej nie zbliżać. Była pewna siebie, imponowała swą zaradnością i dojrzałością. Tenebris nigdy nie okazywała uczuć, świetnie je ukrywała i nie dała po sobie poznać, że stało się coś złego. Jej partner alfa – Dente równie surowy i twardy dumnie reprezentował swoją potęgę. Basior jednak łatwo wpadał w gniew, wtedy nawet Tenebris trzymała się od niego z daleka. Swoją złość wyładowywał na innych, w najgorszym wypadku ktoś płacił cenę życia. Dente pomimo to starał się być rozważny i przykładny dla innych. Popisywał się odwagą i sprytem. Cenił sobie lojalność członków stada. Alba była przeciwieństwem swoich rodziców, według nich była łagodną owieczką. Nie akceptowali jej taką, jaką jest. Ciągle wytykali jej wady i słabości,  ale nie potrafiła się zmienić, dlatego musiała zostać wydalona.
                Rozmyślania wilczycy przerwał trzask gałęzi. Gwałtownie stanęła i wytężyła słuch. Usłyszała donośne głosy dochodzące z pobliskich krzaków. Nagle na drogę wyskoczyło dwóch wysokich mężczyzn. Wyjęli broń. Alba stała sparaliżowana. Jej serce stukotało niespokojnym rytmem, strach pokrył całą powierzchnię jej ciała. Nie miała pojęcia o walce, nie mogła się ruszyć, nie mogła uciec. Czuła przygnębienie. Dobrze wiedziała, że jej życie właśnie zaraz może się ulotnić. Jej błękitne oczy błyszczały niewinnością na tle mroku. Zwinęła się w kłębek i opuściła śnieżny łeb. Milczała, a mężczyźni wpatrywali się w nią w zdumieniu.
- Czy ja dobrze widzę? – powiedział jeden z nich.
- Powinna się na nas rzucić albo uciekać. Boi się? Niewiarygodne.  – odpowiedział drugi.
- Co z nią robimy?
- Myślę, że ON chciałby ją zobaczyć. – Powiedziawszy to wystrzelił pocisk ze środkiem usypiającym. Po chwili Alba odpłynęła w nicość, słodką nicość.
                Obudziła się w jakiejś starej chacie, w szczelnie zamkniętej klatce. W powietrzu unosił się stęchły zapach próchniejącego drewna. Światło było zapalone, ale żarówka nie świeciła mocno. Słychać było męskie głosy z drugiego pomieszczenia.
- Szefie, nie możemy jej tu trzymać. Za niecałe cztery dni zaćmienie. Zaćmienie! Rozumiesz?!
- Connor, nie takim tonem! Oto, co zrobisz. Pójdziesz po Noela, spakujecie swoje rzeczy i wyjedziecie stąd jak najszybciej.
- Nie zostawimy cię tutaj samego z tą bestią. Nikt nie wie kim tak naprawdę jest, ona może cię zabić, rozumiesz? Nie bądź głupi.
- Spokojnie. Nic się nie stanie, zrób to co powiedziałem.
- Szefie, proszę nie. Możemy ją zabić, musimy ją zabić. Nie będzie problemu, wszystko się skończy.
- Chyba coś wyraźnie powiedziałem! Jest wyjątkowa i pozostanie żywa! Nie będę powtarzał po raz kolejny, wyjedźcie stąd!
Rozpoczęła się kłótnia, a Alba zapadała w sen, w końcu usnęła. Był późny wieczór, leżała w wysokiej trawie. Przyglądała się swojemu odbiciu w tafli wody w jeziorku. Oprócz własnej postaci widziała srebro, prawdziwe srebro,  jej ukochany księżyc. Zaczął błyszczeć coraz jaśniej i jaśniej. Wilczyca odwróciła się w stronę nieba, satelita zaczęła się do niej zbliżać, była już bardzo blisko, już prawie…
                I znowu wróciła do rzeczywistości. Pokój był teraz ciemny. W klatce było jedzenie, trochę mięsa, którego nie cierpiała i chłodna woda. Alba nie mogła pojąć, dlaczego czuje związek z księżycem, dlaczego jej się śni. Zastanawiała się, czy to o niej rozmawiał Szef i Connor. Wszystko wydawało się logiczne. Przecież mówili coś o zaćmieniu, może księżyca? Może to jakoś wyjaśnia jej łagodną naturę, nienawiść do mięsa, niezdolność do zabijania, podobieństwo do człowieka. Tak bardzo chciała znać odpowiedź, ale na głowie miała poważniejsze zmartwienie. Została uwięziona w ludzkiej pułapce, nie wiedziała, czy w ogóle przeżyje. Obawiała się zaćmienia, męczyło ją czekanie. Gdyby ktoś mógł jej pomóc… Była tylko wilczycą, dziwadłem, nie miała już rodziny, nie miała przyjaciół. Dla ludzi to kolejny bezuczuciowy potwór, bo przecież każdy wilk jest taki sam, krwiożercza bestia, którą rządzi instynkt przetrwania.
                Alba opuściła łeb, zanurzyła zaschnięty pysk w wodzie. Zaspokoiwszy pragnienie, ułożyła się w kącie klatki. Pozostało jej czekać na nowy dzień, na nową nadzieję. Przecież kiedyś musi być dobrze, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz