Alba podążała leśną ścieżką
oświetlaną przez blask Księżyca. Nasłuchiwała nocnych melodii wyśpiewywanych
przez owady. Rozkoszowała się przyjemnym brzmieniem. Wokół panował błogi
spokój, który przynosił wytchnienie po kolejnym mozolnym dniu. Wilczyca szła
przed siebie nieobecna, znowu zaczęła wracać w przeszłość. Była ze swoją
watahą. Stąpała u boku potężnego, szarego basiora. Jego hebanowe oczy tkwiły w
błękitnych ślepiach białej wadery. Byli to jej rodzice. Tenebris była samicą
alfa. Wilczycę cechowała twardość i surowość. Mimo, że wydawała się być łagodna,
to wcale tak nie było. Kiedy tylko ktoś poznał jej charakter, od razu wolał się
do niej nie zbliżać. Była pewna siebie, imponowała swą zaradnością i
dojrzałością. Tenebris nigdy nie okazywała uczuć, świetnie je ukrywała i nie
dała po sobie poznać, że stało się coś złego. Jej partner alfa – Dente równie
surowy i twardy dumnie reprezentował swoją potęgę. Basior jednak łatwo wpadał w
gniew, wtedy nawet Tenebris trzymała się od niego z daleka. Swoją złość wyładowywał
na innych, w najgorszym wypadku ktoś płacił cenę życia. Dente pomimo to starał
się być rozważny i przykładny dla innych. Popisywał się odwagą i sprytem. Cenił
sobie lojalność członków stada. Alba była przeciwieństwem swoich rodziców,
według nich była łagodną owieczką. Nie akceptowali jej taką, jaką jest. Ciągle
wytykali jej wady i słabości, ale nie
potrafiła się zmienić, dlatego musiała zostać wydalona.
Rozmyślania wilczycy przerwał
trzask gałęzi. Gwałtownie stanęła i wytężyła słuch. Usłyszała donośne głosy
dochodzące z pobliskich krzaków. Nagle na drogę wyskoczyło dwóch wysokich
mężczyzn. Wyjęli broń. Alba stała sparaliżowana. Jej serce stukotało niespokojnym
rytmem, strach pokrył całą powierzchnię jej ciała. Nie miała pojęcia o walce,
nie mogła się ruszyć, nie mogła uciec. Czuła przygnębienie. Dobrze wiedziała,
że jej życie właśnie zaraz może się ulotnić. Jej błękitne oczy błyszczały
niewinnością na tle mroku. Zwinęła się w kłębek i opuściła śnieżny łeb.
Milczała, a mężczyźni wpatrywali się w nią w zdumieniu.
- Czy ja dobrze widzę? – powiedział jeden z nich.
- Powinna się na nas rzucić albo uciekać. Boi się?
Niewiarygodne. – odpowiedział drugi.
- Co z nią robimy?
- Myślę, że ON chciałby ją zobaczyć. – Powiedziawszy to
wystrzelił pocisk ze środkiem usypiającym. Po chwili Alba odpłynęła w nicość,
słodką nicość.
Obudziła
się w jakiejś starej chacie, w szczelnie zamkniętej klatce. W powietrzu unosił
się stęchły zapach próchniejącego drewna. Światło było zapalone, ale żarówka
nie świeciła mocno. Słychać było męskie głosy z drugiego pomieszczenia.
- Szefie, nie możemy jej tu trzymać. Za niecałe cztery dni
zaćmienie. Zaćmienie! Rozumiesz?!
- Connor, nie takim tonem! Oto, co zrobisz. Pójdziesz po
Noela, spakujecie swoje rzeczy i wyjedziecie stąd jak najszybciej.
- Nie zostawimy cię tutaj samego z tą bestią. Nikt nie wie
kim tak naprawdę jest, ona może cię zabić, rozumiesz? Nie bądź głupi.
- Spokojnie. Nic się nie stanie, zrób to co powiedziałem.
- Szefie, proszę nie. Możemy ją zabić, musimy ją zabić. Nie
będzie problemu, wszystko się skończy.
- Chyba coś wyraźnie powiedziałem! Jest wyjątkowa i
pozostanie żywa! Nie będę powtarzał po raz kolejny, wyjedźcie stąd!
Rozpoczęła się kłótnia, a Alba zapadała w sen, w końcu usnęła.
Był późny wieczór, leżała w wysokiej trawie. Przyglądała się swojemu odbiciu w
tafli wody w jeziorku. Oprócz własnej postaci widziała srebro, prawdziwe
srebro, jej ukochany księżyc. Zaczął
błyszczeć coraz jaśniej i jaśniej. Wilczyca odwróciła się w stronę nieba, satelita
zaczęła się do niej zbliżać, była już bardzo blisko, już prawie…
I znowu
wróciła do rzeczywistości. Pokój był teraz ciemny. W klatce było jedzenie,
trochę mięsa, którego nie cierpiała i chłodna woda. Alba nie mogła pojąć,
dlaczego czuje związek z księżycem, dlaczego jej się śni. Zastanawiała się, czy
to o niej rozmawiał Szef i Connor. Wszystko wydawało się logiczne. Przecież
mówili coś o zaćmieniu, może księżyca? Może to jakoś wyjaśnia jej łagodną
naturę, nienawiść do mięsa, niezdolność do zabijania, podobieństwo do
człowieka. Tak bardzo chciała znać odpowiedź, ale na głowie miała poważniejsze
zmartwienie. Została uwięziona w ludzkiej pułapce, nie wiedziała, czy w ogóle
przeżyje. Obawiała się zaćmienia, męczyło ją czekanie. Gdyby ktoś mógł jej pomóc…
Była tylko wilczycą, dziwadłem, nie miała już rodziny, nie miała przyjaciół.
Dla ludzi to kolejny bezuczuciowy potwór, bo przecież każdy wilk jest taki sam,
krwiożercza bestia, którą rządzi instynkt przetrwania.
Alba
opuściła łeb, zanurzyła zaschnięty pysk w wodzie. Zaspokoiwszy pragnienie,
ułożyła się w kącie klatki. Pozostało jej czekać na nowy dzień, na nową
nadzieję. Przecież kiedyś musi być dobrze, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz