Translate

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 4

  
      Jasnowłosa Alba siedziała przed lustrem nie mogąc uwierzyć własnym oczom w to co widzi. Przejeżdżała dłonią po twarzy. W zwierciadle odbijały się jej błękitne, wyraziste oczy, podkreślone długimi, czarnymi rzęsami. W ślepiach tych jednak krył się bolesny smutek. W głowie siedziało jej jedno pytanie... Jak to nie jest być samą? Jak to jest mieć przyjaciół, kochającą rodzinę, mieć z kim pobiegać po lesie, powyć razem do księżyca. Chciałaby być normalną wilczycą, nie wyrzutkiem, nie człowiekiem, jak teraz. Pragnęła należeć do watahy. Tymczasem każdy jej dzień potęgował samotność, bezsilność, ból. Czasem tłumaczyła to sobie, że jest wyjątkowa, normalna, a z innymi jest coś nie tak, ale ileż można oszukiwać siebie? Z innymi jest wszystko dobrze, tylko ona jest niewypałem.
       Misha wszedł do pokoju. Ubrany był w czerwoną koszulę, odkrywającą jego wyrzeźbioną klatę. Włosy miał wilgotne, a po jego ciele wciąż spływały krople wody.
- Brałeś prysznic, prawda? Wciąż nie rozumiem, dlaczego ludzie nie mogą się po prostu wylizać. Używacie jakiś wymyślnych substancji i pachniecie potem jakoś tak dziwnie.
- A ja wciąż nie rozumiem jak możesz znać nasz język wilczyco. Dlaczego w ogóle nadajecie sobie imiona, jak się porozumiewacie. To jest dopiero skomplikowane. - Zaśmiał się brunet.
- Bardzo śmieszne człowieku. Jesteśmy tak samo rozumni jak wy. Sama nie wiem jak rozumiem wasz język, po prostu już taka się urodziłam.
Misha usiadł koło Alby. Zaczął gładzić ją po policzku, przypatrywać się jej oczom, ciału. Była taka śliczna i nieskazitelna. Zauważył, że blondynka rumieni się.
- A to co, wilczątko się rumieni. - Mężczyzna uśmiechnął się.
- Co? Co ty mówisz. Gorąco tu trochę, wiesz? Poza tym to idiotyczne, że mnie tak dotykasz i ciągle się gapisz, nie sądzisz?
Brunet pokiwał tylko głową, wyciągnął torbę z szafy i zaczął się pakować.
- Zbieraj się mała, zabieram cię stąd.
- Gdzie? Nigdzie się nie ruszam, las to mój dom, muszę tu zostać! Nie zrobisz ze mnie człowieka, lepiej wymyśl jak mnie znowu przemienisz.
- Ja? Złotko, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o sobie to musimy stąd wyjechać. Poza tym kupimy ci jakieś ładne ciuszki.
Na dworze stała już biała furgonetka, Alba i Misha wsiedli do auta i wyjechali. Niedługo byli już na autostradzie, jechali w stronę Missouli w stanie Montana.
- Uuu, więc to tak wyglądają te wasze słynne autostrady i samochody, którymi się tak jaracie. - Powiedziała dziewczyna.
- Tsa, witaj w świecie ludzi, to dopiero początek.
       Misha włączył rockową nutę i zaczął opowiadać wilczycy o muzyce, sporcie, miastach. Całą drogę nabywała nowej wiedzy, uczyła się i oswajała w nowym ciele. Dojechali do miasta, zrobili zakupy, zatrzymali się w pobliskim hotelu. Alba mogła wypróbować nowych kosmetyków, wypielęgnować się. Kiedy wyszła z łazienki, Misha nie mógł oderwać od niej wzroku. Blondynka miała krótką, różową sukienkę, odsłaniającą jej zgrabne nogi. Podkreślała jej zgrabną sylwetkę. Rozpuszczone, lekko falowane włosy opadały na jej plecy. W powietrzu unosiła się słodka woń róży i konwalii, bo perfumę o takim zapachu zakupił jej mężczyzna.
- Dlaczego akurat takie perfumy i różowa sukienka? - Zapytała.
- Twoja delikatna uroda skojarzyła mi się z moją siostrą. Zawsze ubierała kolorowe sukienki, uwielbiała róże i konwalie. Mama specjalnie sadziła te kwiaty w ogródku dla niej.
- Gdzie teraz jest twoja siostra?
- Amber zmarła w wieku 16 lat. Byłem wtedy rok starszy, wracaliśmy późną nocą i zaatakował nas mężczyzna. Nie znałem go, ale wydawało mi się, że ona tak. Powiedział żeby wróciła do ich rodziny. Nie wiedziałem o co chodzi, kazała mi uciekać. Stanęła przede mną, chciała mnie bronić. Nie mogłem jej przecież zostawić i powiedziałem, że nie opuszczę jej. Po chwili poczułem mocne uderzenie, a kiedy się obudziłem, byłem już w szpitalu. Rodzice stali nad moim łóżkiem i krzyczeli, że to wszystko moja wina, że gdyby nie ja, Amber by żyła... Co najdziwniejsze, lekarz powiedział, że rozszarpało ją zwierzę, najprawdopodobniej wilk. Nikt nie wierzył w moją wersję wydarzeń. Jej ciało znaleźli w lesie. Jak to w ogóle możliwe? Po tym wszystkim nie zobaczyłem już nigdy rodziców... Zostałem całkiem sam jak palec. Zacząłem czytać o wilkach i dowiedziałem się o legendach, o wilkach księżyca. Teraz, kiedy poznałem ciebie, zastanawiam się, czy nie była taka sama jak ty...
- Boże... Ile masz teraz lat?
- 24, a co?
- Znałam Amber...
- Co ty mówisz?!
- Miałam 12 lat, Amber była moją przyjaciółką z innej watahy. Nie zgadzała się z brutalnością innych wilków. Zabraniali jej się ze mną spotykać, tak samo mnie zabraniali z nią. Zawsze się wspierałyśmy i broniłyśmy mimo różnicy wieku. Ona postanowiła odejść, a niedługo po tym usłyszałam o jej śmierci, nie chcieli zdradzić szczegółów... Dwa lata później wygnali mnie ze stada... Wtedy byłam już całkiem sama. Zawsze zastanawiał mnie jej zapach... Tak, kwiatów. Mawiali, że zdradziła swoją watahę, bo często jej nie było, więc co? Prowadziła podwójne życie? Człowiek i wilk?
- Kłamiesz! A wyjątkowe wilki, zaćmienie?! Wszystkie legendy, które czytałem?!
- Twoje legendy są kłamstwem! Miałam stać się bestią tak? I widzisz tu jakąś, bo ja nie! Jestem człowiekiem, nie potworem.
- Wybacz Alba, wybacz! Ja już nie mogę, bierz rzeczy i radź sobie sama.
- Co? Co ty mówisz! Zostawiasz mnie, tak?! Po tym wszystkim! Obiecałeś!
- Obiecanki cacanki mały wilczku! Nie pozwolę byś zmyślała historyjki o mojej siostrze.
- Świetnie. Nie potrzebuję twojej pomocy, poradzę sobie sama.
       Wilczyca wyszła i trzasnęła drzwiami. Nie mogła uwierzyć, że kolejna osoba ją zostawiła. Nagle poczuła potworny ból, jej znamię na ręcę ujawniło się, cała płonęła. Zmysły znów się wyostrzyły, wyczuwała zło, nadchodzące zło...

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 3



                W końcu nastał dzień zaćmienia. Zostało kilka godzin. Szef siedział w pokoju z Albą i jak zwykle mówił coś do niej, chociaż ona nie mogła nic odpowiedzieć, jedynie kiwnąć głową „tak” albo „nie”.
- Nawet cię o to nie pytałem, ale może wiesz, czy są takie wilki… no wiesz, jak ty?
Wilczyca wykonała dziwny gest, który oznaczał, że nie wie.
-  Czy ty w ogóle masz pojęcie o wilkach księżyca?
Tym razem Alba nie wiedziała o co chodzi, pokiwała tylko głową na nie. Brunet był zaskoczony. Zaczął jej opowiadać o narodzinach w dniu zaćmienia, potem o znamieniu, które sama mogła zobaczyć na swojej łapie. Na koniec o najgorszym, przemianie w bestię. Wilczyca opuściła swój śnieżny łeb i posmutniała. Nie wierzyła w to. Po co miałaby stawać się potworem? Nic nie rozumiała, nie widziała celu tej przemiany.
- Ale nie martw się, nie wiadomo, czy to prawda  – pocieszał ją.
                Godziny mijały. Nerwy nie opuszczały ani Szefa, ani Albę. Mężczyzna otworzył okno, aby mieć widok na niebo, na którym właśnie za chwilę miało zajść widowisko. Wilczycę zaczęło boleć znamię na łapie. Czuła, jakby coś je wypalało od środka, a zarazem wbijało w nie tysiące szpilek. Wiła się z bólu, nie potrafiła wytrzymać. Był to ból okropny, połączenie wszystkich możliwych sposobów zadawania cierpienia fizycznego. Po chwili przeszedł na całą kończynę, potem na kolejne, wreszcie rozprzestrzenił się po całym ciele. Łzy mimowolnie wypływały z jej oczu. Alba myślała, że umiera, nie mogła się ruszać. Wydawało jej się, że coś miażdży jej kości. Zakłopotany i przerażony Szef nie wiedział co robić, nie potrafił jej pomóc. Wilczyca zaczęła krwawić z nosa. Na końcu głośno zawyła do księżyca i ból ustał. Wokół niej pojawiło się oślepiające światło, Szef musiał zakryć oczy. Jakby brakowało wrażeń, po pomieszczeniu rozeszły się dziwaczne wibracje, a po nich jakby fala czegoś. Alba zemdlała, a zaraz po niej Szef, wszystko ustało.
                Mężczyzna obudził się następnego dnia z ostrym bólem głowy. Leżał na podłodze, ledwo się z niej podniósł. Miał mroczki przed oczami, które po chwili przeszły. Odwrócił się w stronę klatki, a to co w niej zobaczył wprawiło go w osłupienie. Nie było tam już śnieżnej wilczycy, tej, którą jeszcze wczoraj widział. Nie było tam już nic zwierzęcego, żadnego futra, łap, czy ogona, żadnej bestii. Teraz leżała tam przepiękna, naga, młoda kobieta, około 20 lat. Była człowiekiem, ale tak olśniewającym, jak nikt inny. Miała bardzo bladą i nieskazitelną cerę. Jasne i długie blond włosy opadały jej na ręce i klatkę piersiową. Jej różane, pełne usta idealnie pasowały do delikatnego nosa. Policzki były lekko zarumienione. Kobieta nie była wysoka. Miała zgrabną sylwetkę, gładkie ciało.
                Szef podszedł do klatki i otworzył ją. Następnie wyciągnął nieprzytomną dziewczynę, położył ją na kanapie i okrył kocem. Usiadł obok niej i zaczął głaskać po głowie. Domyślił się, że to była ta przemiana. Niespodziewanie kobieta obudziła się. Spojrzała na niego, potem zaczęła rozglądać się wokół siebie. Wreszcie spostrzegła, że coś jest nie tak. Zobaczyła swoje ciało, to nie była ona. Po pokoju rozniósł się głośny pisk. Brunet zasłonił jej usta.
- Hej! Już dobrze, już dobrze. Jesteś człowiekiem, jak ja.
Wtedy popatrzył jej prosto w oczy, były tak błękitne jak niebo. Nieco uspokoiła się.
- Jak to możliwe? – zapytała się delikatnym głosem. Był bardzo przyjemny i ciepły.
- Nie wiedziałem, że mówisz. Nie wiem, jak to możliwe, ale dowiem się, obiecuję.
- Co ja teraz zrobię? Będę taka na zawsze?
- Nie martw się, zaopiekuję się tobą.
- A tak w ogóle, masz jakieś ubrania?
- Jasne, zaraz ci przyniosę. Wiesz, nie przedstawiłem się. Jestem Misha.
- Dzięki. A ja Alba.
                Razem wypili ciepłą herbatę, wreszcie mieli okazję normalnie pogadać. Rozmawiali o wszystkim, tylko nie o tym, co się wydarzyło. Alba jednak w głębi duszy martwiła się. Co będzie dalej?

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 2



Była godzina ósma nad ranem. Biała wilczyca już nie spała. Siedziała niespokojnie, próbując walczyć z narastającym głodem. Nie było mowy o tknięciu tego obrzydliwego mięsa, które dostała.  Jeśli Szef jej nie zabije, to umrze z głodu. Najgorsze było to, że mężczyzna nie miał bladego pojęcia o jej „wegetarianizmie”. Alba nie potrafiła zjeść jedzenia nawet na siłę. Już kiedyś próbowała i skończyło się to wymiotami. Trudno się mówi, powtarzała w myślach. Jednak naprawdę nienawidziła siebie za to, że jest inna. Wolałaby być taka sama jak pozostali i normalnie żyć, niż wybrzydzać i siedzieć w tej paskudnej klatce.
                Niespodziewanie usłyszała energiczne kroki, które z pewnością należały do Szefa. Zbliżał się. W końcu podszedł do drzwi i otworzył je. Ujrzała go po raz pierwszy. Jej błękitne ślepia nie mogły się od niego oderwać. Był on wysokim brunetem o  dużych niebieskozielonych oczach. Na jego opaloną twarz opadały bujne kosmyki włosów, które komponowały się z lekkim zarostem. Miał perkaty nos i wąskie, różane usta. Ubrany był w szarą koszulę i podarte jeansy. Podszedł do jej klatki i zobaczył, że miska z jedzeniem jest pełna. Zdziwił się trochę.
- Nic nie zjadłaś. To pewnie przez stres, co?
Alba pokiwała głową na nie. Szef uniósł lekko brwi.
- Ty mnie rozumiesz? A więc to prawda.
Wilczyca westchnęła. Wiedziała bowiem, że wszelkie próby kontaktu z mężczyzną zakończą się porażką, a ona i tak nie dowie się o co mu chodzi. Nie zamierzała jednak siedzieć bezczynnie i głodować. Schyliła głowę do mięsa, zaciągnęła się jego zapachem, po czym zmarszczyła nos,  wykonała jakby odruch wymiotny i pokiwała głową na nie. Szef zastanawiał się o co chodzi, w końcu zapytał:
- Nieświeże? Mogę ci przynieść nowe.
Alba znowu pokiwała.
- Nie chcesz to nie.
Wilczyca lekko zawarczała. Mężczyzna nawet nie wpadł na to, że jest zirytowana.
- Wiesz co? Wezmę cię na mały spacer, bo też masz jakieś swoje potrzeby. Nie chcę żebyś pobrudziła mi pokój.
Alba wydała z siebie dziwny dźwięk, jakby chciała się zaśmiać. Szef uśmiechnął się, otworzył klatkę i założył jej obrożę, następnie przypiął smycz. Wyszedł z nią na zewnątrz. Mogła teraz zobaczyć otoczenie.
                Domek był nieduży, pokryty jasnobrązowym drewnem. Miał kilka małych okienek z zarysowanymi szybami. Do starych drzwi prowadziła wąska ścieżka. W dachu było kilka nielicznych dziur, przez które światło wlatywało do środka. Podwórko porastała średniej długości trawa, a niedaleko znajdował się las. Całość była raczej uboga i prosta.
                Alba widząc roślinność pociągnęła Szefa za sobą. Wreszcie zatrzymała się i zaczęła jeść trawę. Ten widok zaskoczył bruneta.
- Teraz rozumiem, nie jesz mięsa. Tego się po tobie nie spodziewałem.
                Po półgodzinnym spacerze wilczyca wróciła do swojej „nory”. Tym razem miska napełniona była zieleniną. Ucieszyła się, to dawało jej nadzieję na przeżycie. Zdziwiła się, że Szef nie bał się wyprowadzić jej na zewnątrz. Była wilkiem, w każdej chwili mogła stać się agresywna i go pogryźć. Mężczyzna wyczuwał w niej jednak łagodność i zapewne wiedział o niej więcej niż ona sama.
                Każdy dzień przybliżał ich do zaćmienia, a Alba fascynowała Szefa coraz bardziej. Dowiadywał się coraz to nowych rzeczy. Lubił z nią przebywać, choć była tylko zwierzęciem. Obawiał się jednak tego, co się stanie w dniu zaćmienia księżyca. Nie chciał, żeby zmieniła się w jakąś bestię, o której słyszał. Jak się dowiedział, co roku pierwszy wilk urodzony w całkowite zaćmienie księżyca jest wyjątkowy. Jeśli w danym roku nie ma żadnego całkowitego zaćmienia, wtedy ta zasada nie obowiązuje. Jeżeli kilka wilków urodzi się w tej samej chwili, powiadają, że to księżyc wybiera, który stanie się tym wyjątkowym. Po kilku latach, tydzień przed całkowitym zaćmieniem, u wyjątkowego wilka pojawia się specjalne znamię na łapie, które oznacza, że to właśnie w to najbliższe zaćmienie coś się z nim stanie. Tego jednak nikt nie wie, ale ludzie mówią, że zwierzęta przemieniają się w nieziemskie bestie. Po co i dlaczego? Odpowiedź jest wciąż nieznana. Nie wiadomo też jak księżyc może wybierać wilki skoro jest tylko satelitą, rzeczą nieżywą. Szef zadaje sobie pytanie:
- A może to nie on?

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 1



Alba podążała leśną ścieżką oświetlaną przez blask Księżyca. Nasłuchiwała nocnych melodii wyśpiewywanych przez owady. Rozkoszowała się przyjemnym brzmieniem. Wokół panował błogi spokój, który przynosił wytchnienie po kolejnym mozolnym dniu. Wilczyca szła przed siebie nieobecna, znowu zaczęła wracać w przeszłość. Była ze swoją watahą. Stąpała u boku potężnego, szarego basiora. Jego hebanowe oczy tkwiły w błękitnych ślepiach białej wadery. Byli to jej rodzice. Tenebris była samicą alfa. Wilczycę cechowała twardość i surowość. Mimo, że wydawała się być łagodna, to wcale tak nie było. Kiedy tylko ktoś poznał jej charakter, od razu wolał się do niej nie zbliżać. Była pewna siebie, imponowała swą zaradnością i dojrzałością. Tenebris nigdy nie okazywała uczuć, świetnie je ukrywała i nie dała po sobie poznać, że stało się coś złego. Jej partner alfa – Dente równie surowy i twardy dumnie reprezentował swoją potęgę. Basior jednak łatwo wpadał w gniew, wtedy nawet Tenebris trzymała się od niego z daleka. Swoją złość wyładowywał na innych, w najgorszym wypadku ktoś płacił cenę życia. Dente pomimo to starał się być rozważny i przykładny dla innych. Popisywał się odwagą i sprytem. Cenił sobie lojalność członków stada. Alba była przeciwieństwem swoich rodziców, według nich była łagodną owieczką. Nie akceptowali jej taką, jaką jest. Ciągle wytykali jej wady i słabości,  ale nie potrafiła się zmienić, dlatego musiała zostać wydalona.
                Rozmyślania wilczycy przerwał trzask gałęzi. Gwałtownie stanęła i wytężyła słuch. Usłyszała donośne głosy dochodzące z pobliskich krzaków. Nagle na drogę wyskoczyło dwóch wysokich mężczyzn. Wyjęli broń. Alba stała sparaliżowana. Jej serce stukotało niespokojnym rytmem, strach pokrył całą powierzchnię jej ciała. Nie miała pojęcia o walce, nie mogła się ruszyć, nie mogła uciec. Czuła przygnębienie. Dobrze wiedziała, że jej życie właśnie zaraz może się ulotnić. Jej błękitne oczy błyszczały niewinnością na tle mroku. Zwinęła się w kłębek i opuściła śnieżny łeb. Milczała, a mężczyźni wpatrywali się w nią w zdumieniu.
- Czy ja dobrze widzę? – powiedział jeden z nich.
- Powinna się na nas rzucić albo uciekać. Boi się? Niewiarygodne.  – odpowiedział drugi.
- Co z nią robimy?
- Myślę, że ON chciałby ją zobaczyć. – Powiedziawszy to wystrzelił pocisk ze środkiem usypiającym. Po chwili Alba odpłynęła w nicość, słodką nicość.
                Obudziła się w jakiejś starej chacie, w szczelnie zamkniętej klatce. W powietrzu unosił się stęchły zapach próchniejącego drewna. Światło było zapalone, ale żarówka nie świeciła mocno. Słychać było męskie głosy z drugiego pomieszczenia.
- Szefie, nie możemy jej tu trzymać. Za niecałe cztery dni zaćmienie. Zaćmienie! Rozumiesz?!
- Connor, nie takim tonem! Oto, co zrobisz. Pójdziesz po Noela, spakujecie swoje rzeczy i wyjedziecie stąd jak najszybciej.
- Nie zostawimy cię tutaj samego z tą bestią. Nikt nie wie kim tak naprawdę jest, ona może cię zabić, rozumiesz? Nie bądź głupi.
- Spokojnie. Nic się nie stanie, zrób to co powiedziałem.
- Szefie, proszę nie. Możemy ją zabić, musimy ją zabić. Nie będzie problemu, wszystko się skończy.
- Chyba coś wyraźnie powiedziałem! Jest wyjątkowa i pozostanie żywa! Nie będę powtarzał po raz kolejny, wyjedźcie stąd!
Rozpoczęła się kłótnia, a Alba zapadała w sen, w końcu usnęła. Był późny wieczór, leżała w wysokiej trawie. Przyglądała się swojemu odbiciu w tafli wody w jeziorku. Oprócz własnej postaci widziała srebro, prawdziwe srebro,  jej ukochany księżyc. Zaczął błyszczeć coraz jaśniej i jaśniej. Wilczyca odwróciła się w stronę nieba, satelita zaczęła się do niej zbliżać, była już bardzo blisko, już prawie…
                I znowu wróciła do rzeczywistości. Pokój był teraz ciemny. W klatce było jedzenie, trochę mięsa, którego nie cierpiała i chłodna woda. Alba nie mogła pojąć, dlaczego czuje związek z księżycem, dlaczego jej się śni. Zastanawiała się, czy to o niej rozmawiał Szef i Connor. Wszystko wydawało się logiczne. Przecież mówili coś o zaćmieniu, może księżyca? Może to jakoś wyjaśnia jej łagodną naturę, nienawiść do mięsa, niezdolność do zabijania, podobieństwo do człowieka. Tak bardzo chciała znać odpowiedź, ale na głowie miała poważniejsze zmartwienie. Została uwięziona w ludzkiej pułapce, nie wiedziała, czy w ogóle przeżyje. Obawiała się zaćmienia, męczyło ją czekanie. Gdyby ktoś mógł jej pomóc… Była tylko wilczycą, dziwadłem, nie miała już rodziny, nie miała przyjaciół. Dla ludzi to kolejny bezuczuciowy potwór, bo przecież każdy wilk jest taki sam, krwiożercza bestia, którą rządzi instynkt przetrwania.
                Alba opuściła łeb, zanurzyła zaschnięty pysk w wodzie. Zaspokoiwszy pragnienie, ułożyła się w kącie klatki. Pozostało jej czekać na nowy dzień, na nową nadzieję. Przecież kiedyś musi być dobrze, prawda?